Menu Zamknij

WIZJA JEST FURTKĄ, KTÓRA ROZPOCZYNA PODRÓŻ

Patrycja Naguszewska and 1 more

 

Rozmowa z Jagą Hupało o fryzjerstwie, dotyku i o tym, jaką rolę wizja odegrała w jej życiu

Martyna Sulima Samujłło: W świecie mody stałaś się ikoną fryzjerstwa. Wypuszczasz co roku autorskie kolekcje fryzur, jesteś nazywana artystką-kreatorką i stylistką fryzur. Jak zaczęła się Twoja przygoda z zawodem,  który daleko przekroczył powszechne pojęcie o fryzjerstwie? 

Jaga Hupało: Odpowiedź na to pytanie mieści się w jednym słowie: powołanie. Ten wyraz wydaje się archaiczny, może też niejednoznaczny, ale mogę poszerzyć go o cechy tego uczucia. Uwielbiam przebywać w środowiskach twórczych, z całym ich dobrodziejstwem. One pobudzają moje zmysły: karmią oczy, nasilają węch, wywołują poczucie szczęścia, spełnienia. Włosy były dla mnie zawsze materią, która mnie przyciągała. Po prostu magnetyzm. Od dziecka uwielbiałam patrzeć na włosy mojej mamy. Obserwowałam też innych ludzi. Zwracałam uwagę na to, co wyrażają ich włosy i czym włosy są dla mnie. Poza tym uwielbiam cały czas dotykać włosów. Jak nie dotykam ich komuś innemu, jak nie tworzę fryzury komuś, to zawsze dotykam swoich. Zauważyłam, że moje dłonie bardzo lubią dotyk włosów. Bardzo. To dla mnie czysta przyjemność.

Fryzjerstwo wydaje się być jedną z dziedzin sztuki, która najbardziej angażuje zmysł dotyku, prawda? 

Dotyk w naszej przestrzeni jest podstawą. Wizja jest realizowana właśnie przez ręce. Dotyk jest nieodzownym elementem procesu twórczego, a jakość tego dotyku jest niezwykle istotna. Z dotykiem człowiek tak się rodzi, jak z głosem. Oczywiście można nad nim pracować, modelować go,  ale jednak dotyk jest prawdziwy. Kiedy jesteśmy zestresowani to spada temperatura naszego ciała, zwiększa się wilgotność. Tak samo jest wtedy, gdy chcemy kogoś dotknąć – kogoś kto nas przyciąga. Dotykiem wyraża się opiekuńczość, czułość, ale nie tylko. Dotyk zdradza też nasze złe emocje, uzewnętrznia napięcia. Dotyk ma moc sprawdzą i w naszym działaniu potrzebna jest jego świadomość  i przekonanie o sile tej świadomości, tej mocy która z niego płynie. Za pomocą tego właśnie zmysłu uzyskujemy nasze dzieło.  Pewnych fryzur czy pewnych faktur nie jesteśmy w stanie uzyskać bez angażowania dotyku. Sama wizja nie wystarczy. Jednak proces twórczy nie ogranicza się jedynie do rąk. Nie pracujemy tylko głową, ręką, ale też całym ciałem: żołądkiem, sercem, mięśniami, krwią – to jest prawdziwe, buzuje.

Czy proces twórczy jest w stanie zawładnąć fryzjerem?

Tak. Szczególnie wtedy, gdy to nie jest tylko projektowanie, ale również relacja z drugim człowiekiem. Wtedy jest to bardzo żywe doznanie, pełne emocji, wizji, prawdziwego kontaktu. Ten kontakt decyduje o Twoich wyborach, choćby o wyborach środowisk twórczych. Kiedy powierzasz swój wizerunek danej osobie, to dedykujesz jej siebie. I to wszystko opiera się na podstawie doznania tego prawdziwego kontaktu. 

Czy to, co robisz z włosami można porównać do pewnego rodzaju transu?

Oczywiście. To jest trans, ponieważ wchodzimy w inny świat. Świat nie tylko wyobraźni, ale również świat duchowy. Cechą bardzo istotną, taką otwierająca furtkę wyobraźni, jest zdolność do wyobrażenia sobie kreacji.  Jednak trudno mówić o transie, w momencie kiedy uczymy technik – wtedy jesteśmy w stanie relacji umysłowej pełnej skupienia, która powoduje, że przekazujemy swoją wiedzę. Natomiast, kiedy tworzysz, technika staję się tylko podstawą do zrealizowania naszego pomysłu. To dokąd poprowadzi nas ta energia wytwarzająca się podczas tworzenia jest przygodą. A zdolność otwarcia na nią, poddanie się jej, podążanie za naszą wizją, może być wręcz wchodzeniem w trans. 

Czy dochodzi do sytuacji, w których, podczas procesu tworzenia, zmieniasz wcześniej założoną wizję wykonywanej fryzury? 

Jest różnie. Wizja jest furtką, która rozpoczyna podroż. Podczas niej – odkrywasz. Włosy są organiczne, żywe. Emocje, które płyną od drugiego człowieka, czy rozmowa z nim, mogą osłabić wizję albo wznieść ją wyżej. Od drugiej osoby odbierasz pewne bodźce, sugestie. Tworzenie fryzury to proces podczas którego poznajesz człowieka przez dotyk. Jest to również wejście w jego przestrzeń osobistą.  Są ludzie, którzy dają Ci taką swobodną przestrzeń na eksplorowanie; są tacy, którzy zawężą wszystko do podstawowej formuły; są też tacy, którzy mogą wizję osłabić. Wizja z założenia jest pewnym filarem, a efekt tej wizji jest konstrukcją. Konstrukcją zbudowaną z wizji, z materii aktualnej, z tego wszystkiego, co nam towarzyszy i dopiero to, jak daleko jesteśmy od wizji, możemy ocenić, gdy zakończymy proces. Natomiast są sytuacje, w których wizja i podążanie za nią krok po kroku, tak aby dojść do celu, jest niezbędne. Na przykład wtedy, gdy tworzymy wizerunki do filmu, albo robimy jakąś kontynuacje. Wtedy musimy być rzetelnymi odtwórcami wizji. Jest to niezwykle ważne rozróżnienie w naszym środowisku twórczym. Czasem możemy uwolnić kreatora w sobie, ale w niektórych sytuacjach musimy go ujarzmić i być odtwórcą, czy też rzemieślnikiem, który krok po kroku odtworzy, na bazie technik czy fotografii, pożądany obraz.

Patrycja Naguszewska: Jak wspominasz początki swojej kariery?  

Odpowiedź na to pytanie również odnosi mnie do wizji. Nie miałam zupełnie wiedzy o tym, po co sięgam. Miałam tylko własne pragnienie i swoją wizję, która powstała na bazie opowieści mojego fryzjera. Mój przyszły mistrz, Edward Szymański, podczas swojej pracy opowiadał o wydarzeniach z pokazów mody, których doświadczył – pokazów na których nie tylko był, ale również brał w nich udział, choćby w Paryżu. Tymi opowieściami wznosił mnie w świat fantazji. Wyobrażałam sobie wtedy to, co teraz stworzyłam. Wszystko to miało wtedy miejsce w mojej głowie. A rzeczywistość wokół mnie wcale nie była różowa. Był rok 1981 rok, stan wojenny. Pamiętam pierwsze dni mojej praktyki. Musiałam omijać barykady z policją i zatykać twarz, bo szczypały mnie oczy od gazu. To są moje pierwsze wspomnienia. Tuż po wakacjach, wracałam do domu na Dolny Śląsk autobusem, to była jedyna możliwość komunikacji, przemieszczanie się było bardzo trudne. Jednak to było dla mnie nic, ponieważ w głowie i tak miałam ten świat mody.

Czym były dla Ciebie pierwsze sukcesy, stawanie się rozpoznawalną? 

Rozpoznawalność i te wszystkie przywileje, które są z nią związane, to cechy uboczne.  Zresztą wtedy nie było czegoś takiego jak „rozpoznawalność”. To było sprawą dla mnie samej. Liczyło się tylko to, co dzieje się ze mną, z moim organizmem, z moimi myślami. Miałam poczucie, że dopiero zaczynam żyć, jakby ożywienie. Życie w pasji, w spełnieniu, poznanie siebie, a także innych ludzi, zupełnie tak jak narodziny. Im człowiek mniej wie, tym mniej się obawia. Mnie ta nieświadomość tego, co przyjdzie, daje rozkosz. W ogóle nie miałam świadomości tego, co się później wydarzy. Po prostu chciałam to robić. 

Jak przeżywałaś swoje pierwsze osiągnięcia, pierwsze nagrody międzynarodowe (przyp. red. m.in. „Designer of the Year” i „Personality of the Year”)?

Przeważnie towarzyszyły mi przeciwstawne, takie zero-jedynkowe emocje. Z jednej strony bardzo się cieszyłam i czułam się wzniośle, a z drugiej strony bardzo się bałam. Otrzymując tytuł Projektant roku w Paryżu, w nagrodzie dostałam zrobienie swojego pokazu w Nowym Jorku, co naturalnie łączyło się z prowadzeniem go w języku angielskim. Oczywiście, że się bałam. Siłę dawało mi to doświadczenie, że nikt niczego więcej ode mnie nie oczekuje, jak tylko tego, co pokazuje normalnie. Nie musiałam nigdy nikogo udawać ani naśladować. Wystarczyło być sobą. 

Co radziłabyś młodym twórcom na początku ich kariery?

Najważniejsze jest to, żeby byli wierni sobie – to jest zasada na całe życie, nie tylko w młodości i na start, ale na całe życie. Codziennie zaczynamy od nowa. Z każdym wdechem jest to nowy wdech. Trzeba pokonać strach i wstyd, bo jeśli my go nie pokonamy, to on nas pokona. Trzeba być świadomym, że te wszystkie uczucia są naturalne: i strach, i wstyd, i niepokój, i niepewność, i wielkie pragnienie. To, że czegoś pragniemy, chcemy coś zrealizować to jest fajny glos, nie warto go spychać i wyciszać. Trzeba słuchać siebie. Warto też znaleźć swojego mentora, osobowość, która trochę poprowadzi. Mentorem nie musi być tylko jedna osoba, ale całe środowisko, czy chociażby nowo powstające pismo, które na pewno będzie przewodnikiem do świata mody i sztuki designu.

W swojej pracowni organizujesz specjalne wydarzenie na Noc Muzeów.  Skąd pomysł na taką inicjatywę? 

Od samego początku wizja tworzenia piękna, bo piękno dla mnie to dobro. Do godnego życia zawsze potrzebowałam piękna. Kilka lat temu byłam na szkoleniu Kurs Uważności, na którym to uświadomiłam sobie, że nie tylko sztuka jest dla mnie niezwykle istotna, ale również to, aby powstało środowisko twórcze. Wyobrażałam sobie, że będziemy się ze sobą łączy, wspólnie organizować warsztaty, szkolenia. Jednak okazało się to bardzo trudne do zorganizowania, ze względu na to, że każdy z twórców, z osób które znam, miał mnóstwo swoich zajęć, swoich odpowiedzialności, swoich przestrzeni i ostatecznie udaje nam się spotykać raz w roku. Jednak to nie jest taka stała grupa osób. Należą do niej ludzie, którzy tworzą ją od początku, ale też cały czas dołączają do niej nowe osoby , nowi artyści. Właśnie wtedy, raz w roku, wspólnie celebrujemy te nasze piękne życia poprzez prezentacje naszych prac. Czasami temat przewodni jest bardzo dominujący, a czasami jest po prostu umowny, ponieważ hasło jest tak otwarte, że odnajdujemy w nim wszyscy – także odbiorcy, co jest dla nas, prezentujących swoich prace, niezwykle ważne. 

Rozmawiały:

 Patrycja Naguszewska

 Martyna Sulima Samujłło

Fot. Patrycja Naguszewska & Martyna Sulima Samujłło