Menu Zamknij

Nadzieja pokoleń utopiona we krwi, tchórzostwie, głupocie — Biennale 2019, Wenecja

Paulina Kościk

Obsesyjna wizja świata w stanie chaosu i rozpadu, czyli raport z Biennale 2019

Świat porażony aktami zbrodni, przemocy, rasizmu. Robotyzacja życia i uczuć. Okrucieństwo, nihilizn, kryzys klimatyczny. Brakuje tylko kazirodztwa i kanibalizmu, a mielibyśmy świat rodem z HamletMaszyny Heinera Mullera. Świat, w którym wszyscy mamy krew na wargach. A, czyli chyba nasz? Współczesny.

Przepowiadnia Rugoffa

Tytuł 58. Biennale – Obyś żył w interesujących czasach – brzmi jak groźba, przepowiednia, wyrok. I tak jest. Ralph Rugoff, kurator wystawy, robi rachunek sumienia Eurazji, Afryce, Ameryce Południowej, Ameryce Północnej, Australii, Antarktydzie. Słowem, wszystkim sześciu kontynentom.

Wystawa główna dzieli się na dwie części. Pierwsza w Arsenale, druga w Giardini między pawilonami narodowymi. Mówią, że olbrzym jest cieniem karła. Nie wiem jakiego wzrostu jest Ralph Rugoff, ale Biennale na pewno go przerosło. Główna wystawa przypomina spektakl, który byłby genialny, gdyby go skrócić i skondensować akcje do samych punktów kulminacyjnych. Dlatego ja wyrywam z tej „Sagi rodu Forsyte’ów” najlepsze parę stron.

George Condo, Double Elvis, Biennale 2019

Wystawa zaczyna się ironicznie. Zaczyna się obiecująco. Możemy sobie przybić piątkę, pod obrazem otwierającym całe Biennale na którym dwie człekopodobne istoty wznoszą toast (George Condo, Podwójny Elvis). Wypijmy za błędy, zdają się wołać. Autentycznie, ludzie robią sobie pod nim zdjęcia stukając się butelkami po soku z kiszonej kapusty (Slavs and Tatars). Heil sok z kapusty!

Potem dwiema drogami Ralph Rugoff prowadzi nas do pierwszego mocnego punktu Biennale. Można iść w prawo, ruinami miasta, gdzie obietnica szczęścia kapitalizmu uległa rozpadowi (Antohony Hernandez, Zdjęcia z Rzymu). Można iść w lewo,  prosto w nocne życia Kalkuty (Soham Gupta, seria fotografii Strach). Poznać twarze ludzi, których usta nie mają nic do powiedzenia, ale oczy mówią wiele. Niezależnie, którą drogę wybierasz, docierasz do “48 filmów akcji” (Christian Marclay). Z obrazów i dźwięków, które już istnieją, autor tworzy nową narrację. Nałożone na siebie klatki nie pozwalają odczytać żadnych konkretnych scen.  Pojawia się stan. Odraza. Wszystkie drogi prowadzą do…

Potem długo, długo nic. Parę ciekawych momentów. Martine Gutierrez (Kobieta rdzenna) zatrudnia do sesji okładkowej dla nieistniejącego magazynu modowego manekiny o za długich nogach i za długich rzęsach, by zadać pytania o standardy zachodniego piękna, różnice klasowe i konsumpcjonizm. Zhanna Kadyrova chcę zarobić. Ma dwa stoiska. W jednym sprzedaje salami z betonu i kiełbasę z kamienia (Market, Zhanna Kadyrova). W drugim sukienki z płytek ceramicznych jednego z weneckich hoteli (Second Hand, Zhanna Kadyrova). Trudno się przecież utrzymać ze sztuki. A konsumenci lubią kupować. Sztukę, czy salami… co za różnica. Fajnie jest mieć. Mniej ciekawy, ale polski wątek to Maria Loboda, która ubiera glinę w kraciaste koszule. Ukrawacone, uwięzione, ubrane działa sztuki. Że niby skończone, ale nie całkiem… Można je przecież ubierać i rozbierać. Nadać całkiem odmienny kształt. Reubierać i reinterpretować.

Wisienka na torcie to praca duetu z Pekinu (Sun Yuan i  Peng Yu, Can’t Help Myself,).  Chińczycy stworzyli monstrualnego robota, z głową wycieraczki do szyb. Zamknięta w klatce bestia topi się w czerwonej mazi (dodam, że to nie ketchup, a Chińczycy wykorzystywali wcześniej w swoich pracach żywe zwierzęta – ups). Wycieraczka z Biennale próbuje ten bajzel posprzątać oczyścić swoje więzienie, zmazać plamy krwi z siebie i otoczenia. Za późno. Nagromadzonego syfu nie da się już sprzątnąć. Krew rozmazuje się coraz bardziej, i bardziej, i bardziej. Męka bestii przypomina rozpaczliwy taniec. Co jakiś czas wydaje przy tym okrzyki bezradności i beznadziei. Może nie powinnam o tym pisać, ale jest w tej potyczce coś pięknego.

Sun Yuan i  Peng Yu, Can’t Help Myself, Biennale 2019

Na Biennale mamy też oślepiający białym światłem korytarz (Ryoji Ikeda). Jasne światło dezorientuje, osłabia zmysły, a wysoka temperatura pieści skórę jak gazy cieplarniane Ziemię. Praca Ryoji Ikedy to jedyny moment całego Biennale, który można wydłużyć. Podróż przez tunel trwa zaledwie parę sekund. A gdyby trwała przynajmniej 10 minut? „Wyjdę? Nie wyjdę? Kiedy wyjdzie? Co będzie jak wyjdę?” –  czy takie myśli rodziłyby się w głowach? Nie wiem. Nie miałam okazji sprawdzić.

Efektywne efekciarstwo

Krytycy zarzucają Wenecji efekciarstwo i bierne przyglądanie się katastrofie bez podawania recepty. A jak inaczej opowiadać o upadku cywilizacji i społeczeństwa? Dobór tematu zobowiązuje twórców do wywołania proporcjonalnych do wagi problemu emocji poprzez zastosowanie adekwatnych środków wyrazu. Oczekuje od sztuki dużo. Oczekuje, że wprowadzi mnie w stan metafizycznej kontemplacji. Wykreuje nową rzeczywistość z której wrócę emocjonalnie i intelektualnie wytarmoszona. Nową Atlantydę. Biennale ma takie momenty, ma ich kilka. Szkoda, że tylko momenty. Szkoda, że z jakością wygrywa ilość. Obym żyła w interesujących czasach, z krótszymi Biennale.

Sun Yuan i  Peng Yu, Dear, Biennale 2019

@Paulina Kościk o @Biennale 2019 for OpenCall Magazine