[PL]
Jazz: muzyka dla koneserów, budująca nastrój, symbol wolności i kreatywności, artystyczna awangarda, protest przeciwko nierównościom. Interpretacji jest wiele. Z pewnością to złożony i intrygujący świat, który warto odkryć. Dlatego przeprowadziłyśmy wywiad – w duecie Hanna Kantor i Dominika Wróbel, będący zaproszeniem dla tych, którzy jeszcze do niego nie dotarli. Naszym rozmówcą jest Wojtek Mazolewski, polski gitarzysta basowy oraz kontrabasista jazzowy, współtwórca yassu. Spotkałyśmy się z nim w klubie Jassmine w Warszawie, w którym zagrał koncert z zespołem Wojtek Mazolewski Quintet, zapowiadający ich najnowszą płytę “Beautiful People”.
Za co kochasz jazz?
Wojtek Mazolewski: Jest dla mnie muzyką wolności. Dzisiejszy koncert był dobrym przykładem. Zaczęliśmy od kompozycji, która ewoluuje tu i teraz. Jest wyrażeniem naszego czucia świata w danym dniu. Żyjemy w szybko zmieniającej się rzeczywistości i muzyka zmienia sie razem z nią. Choć znaną prawdą jest, że największą stałą w życiu jest zmiana, dziś bardzo trudno przetrawić liczbę i siłę informacji. Co chwilę kolejna rzecz pochłania naszą uwagę i emocje. To wyraża i jednocześnie porządkuje nasza muzyka. Jest intuicyjna i improwizowana, i w tych zasadach manifestująca rzeczywistość. Oddajemy się absolutnie chwili, poczuciu siebie i publiczności. Wszystko ma na to wpływ: pogoda, miejsce koncertu, publiczność, to, co się dzieje z ludźmi, naszymi bliskimi. Powiedziałaś jazz, a ja wolę myśleć, że gramy muzykę improwizowaną. Nigdy nie chciałem szufladkować muzyki. Wolę zostawić ją wolną od nazywania. To bardzo uniwersalny język, który w zasadzie dociera do każdego. Dlatego bardzo mi odpowiada to, że mogę zrobić na scenie wszystko. Tym dla mnie jest jazz.
Często słyszycie od publiczności, że wprowadzacie ją w trans?
WM: Zdarza się. Bardzo lubię reakcje publiczności. Im są bardziej rozemocjonowane, naenergetyzowane tym lepiej. Lubię, kiedy ludzie dają nam odczuć, że im to coś dało. Po to tak naprawdę to robimy. To mnie napędza. Jesli ludzie piszą do mnie 2 tygodnie później, że malują obrazy pod wpływem tego, co przeżyli na koncercie, to czuję, że zrobiliśmy dobrą rzecz. Chodzi o uruchomienie kreatywnej energii, która jest we wszystkich z nas. Moją motywacją jest obudzenie tego w ludziach, bo uważam, że wyrażanie siebie, spontaniczne, prawdziwe, twórcze, jest bardzo terapeutyczne i pozwala, mówiąc banalnie, być sobą. W jakimś sensie chodzi mi też o to, żeby odkrywać siebie. Bo to, jak odkrywasz siebie mając 20 lat, jest czym innym od tego, jak odkrywasz siebie mając 30 lat. Jedni ludzie przechodzą zmianę co 3 lata, inni co rok, a inni co 20 lat. Timing nie ma znaczenia. Ważne jest to, żebyśmy byli uważni na to, co czujemy, i że chcemy za tym podążać.
Świetnie, że jesteśmy w wątku rozwoju. Kiedyś był w Warszawie klub Akwarium, dzisiaj się widzimy w Jassmine. Czy historie miejskie z dawnych jazzowych miejscówek miały na Ciebie wpływ? Jesteś od 7. roku życia na scenie i jesteśmy ciekawe, co w Tobie drzemie i jak się to rozwijało na przestrzeni lat?
WM: Zanim przyjechałem do Warszawy, to wpływ na mnie miały miejsca, takie jak Sfinks, Spatif i PGS w Sopocie, oraz C14, Cotton Club, czy Klub Żak w Gdańsku. To były ciekawe miejsca. Wcześniej również różne galerie w Trójmieście. W młodości chciałem być malarzem i bardzo chłonąłem sztukę, która w tamtym czasie była bardzo blisko muzyki. Nasiąkałem tym od najmłodszych lat. Kiedy przyjechałem do Warszawy, jednym z klubów, w których miałem okazję zagrać, był klub Akwarium. Jego szef, Mariusz Adamiak, powiedział mi parę ważnych słów, które stały się drogowskazem dla mnie jako młodego muzyka. Dziś wybierając miejsca na świecie, w Berlinie, Londynie czy w Tokio, także wybieram kluby w których kwitnie świeża kultura alternatywna.
Jak już jesteśmy przy miastach.. Jazz w Nowym Jorku, Londynie czy Tokio? Jakie masz wspomnienia z tych scen i która jest Twoją ulubioną?
WM: Bardzo lubię być w Tokio i Japonii. Nadal się uczę tego, jak głęboka, jak inna od mojego wychowania jest ta kultura. Bardzo się cieszę, że mogłem pogłębić swoją świadomość i nawiązać stałą współpracę z japońskimi muzykami. Założyłem tam w zeszłym roku nowy zespół pod nazwą Tokio Spirit Band, z którym podczas mojej ostatniej wizyty nagraliśmy album. Teraz jesteśmy w trakcie produkcji i niebawem będziemy mogli się tym podzielić. Zanużając sie w tym głębokim doświadczeniu, czułem się zaskakująco komfortowo. Z jednej strony odkrywam i robię coś nowego, a jednocześnie miałem wrażenie déjà vu. Bardzo szybko połączyła mnie z japońskimi muzykami unikalna więź. Rozumieliśmy się bez słów, a grając muzykę czytaliśmy się nawzajem jak starzy przyjaciele. To było wspaniałe doświadczenie, bardzo ożywcze. Mam nadzieję, że w przyszłym roku nasz album będzie mógł zobaczyć światło dzienne. Tokio to część mojego trójkąta inspiracyjnego. Pozostałe dwa miasta to Londyn i Los Angeles. Z każdego z nich możemy się przemieszczać dalej – z Tokio do Kioto lub Osaki, z Londynu do Manchesteru, a będąc w Kalifornii pojechać do San Francisco czy parków narodowych. Na poczatku roku byliśmy między innymi w Sequoia National Park. Spotkałem się tam z olbrzymimi drzewami o nazwie Giant sequoia, mającymi czasami tysiące lat, średnice 10 metrów i wysokimi prawie na 100 metrów. Dotykając je, miałem wrażenie, że dotykam skóry i sierści. W środku wydają się być puste i można na nich grać. To fascynujące doświadczenie, budzące świadomość.
W każdych z tych miast, miejsc można znaleźć coś nowego – muzykę, przyjaciół, sklepy płytowe, kluby, galerie. Warszawa też to ma i się rozwija. Cała Polska staje się coraz bardziej otwartym, eklektycznym, wielokulturowym miejscem. Kocham także polską przyrodę i doceniam jeszcze bardziej po poznanu tej w różych zakątkach na świecie.
A co sądzisz o warszawskiej scenie alternatywnej?
WM: Uważam, że scena w Warszawie jest bardzo prężna. Ma wspaniałych instrumentalistów, kilka klubów i to tworzy nową scenę, wokół której jest coraz wiecej ludzi, a to ważne.
Jaki własny pierwiastek każdy z Was dodaje do muzyk, którą tworzycie? Co Was wyróżnia w zespole?
WM: Osobowość. Każdy jest inny. Dlatego tak fascynujące jest tworzenie zespołu. Dajemy sobie całkowitą wolność – zawsze i wszędzie. Na scenie możesz zrobić wszystko. Więc robimy. Tu w zasadzie mógłbym pytanie odwrócić. Jak Wy widziałyście dzisiaj to, co działo się na scenie?
Dominika: Doceniłam powrót do “Polki”. Wyczułam, że graliście w SPATIF-ie w Warszawie w grudniu 2023 roku fragment nowego singla “New Energy”. W zakulisowej rozmowie dowiedziałam się, że to był czas nagrywania nowej płyty, która zaraz ma premierę. Lubię Waszą improwizację i wtedy doświadczyłam stanu transu.
Hania: Widać na scenie Wasze charaktery. Przez Wasze instrumenty przemawia Wasza osobowość, wyczuwalna jest silna więź z nimi.
Piotr Chęcki (saksofonista): Nie grałbym w naszym zespole, gdyby nie było w nim przestrzeni na to, żeby być w nim sobą. To muzyka improwizowana i jej głównym punktem jest przekazywanie swojej osobowości, tego kim się jest i co się przeżywa w danej chwili. Tworząc zespół możemy sobie ufać. Będąc na scenie mamy fun. W trakcie grania zdarzają się tak nieoczywiste rzeczy, których byśmy nie byli w stanie przewidzieć przed wejściem na scenę.
WM: Pozwalamy sobie podążać za muzyką. Jak wychodzimy na scenę, zaczynamy grać, plan czy tracklista znikają i startujemy z improwizacją. Wtedy przychodzi do nas dużo nieoczywistych, nowych, zaskakujących nut. Dosłownie za chwilę jesteśmy w zupełnie nowym świecie. Trzyma nas to zaufanie do siebie, poczucie jedności i bliskości, a jednocześnie fascynacji tym, co sie dzieje. Musisz się w tym odnaleźć, ufając intuicji, naturalnemu zachowaniu. To interakcja. Trzeba przyjść na koncert i to poczuć. Każda osoba z publiczności przeżywa to inaczej, dostrzega inne połączenia. Lubię słuchać WASZYCH opowieści po koncertach.
Na koniec, powiedzcie jacy są według Was piękni ludzie?
WM: Tacy jak Wy. Ludzie, którzy tu są i słuchają.
[ENG]
Jazz: A Musical Journey Through Freedom and Creativity. Jazz is a music genre for connoisseurs, building atmosphere, symbolizing freedom and creativity, and standing as an artistic avant-garde and a protest against inequality. The interpretations of jazz are manifold, and it certainly represents a complex and intriguing world worth exploring. To delve into this realm, we conducted an interview with Wojtek Mazolewski, a Polish bassist and jazz double bassist, and co-founder of the Yass movement. We met him at the Jassmine club in Warsaw, where he performed with the Wojtek Mazolewski Quintet, promoting their latest album, “Beautiful People.”
What do you love about jazz?
Wojtek Mazolewski: For me, it’s music of freedom. Today’s concert was a great example. We started with a composition that evolves here and now, expressing our perception of the world on that day. We live in a rapidly changing reality, and music changes with it. While it’s a well-known truth that the greatest constant in life is change, it’s tough to process the amount and intensity of information today. Every moment, something new captures our attention and emotions. Our music expresses and organizes this experience. It’s intuitive and improvised, manifesting reality through its principles. We surrender completely to the moment, to the feeling of ourselves and the audience. Everything influences this: the weather, the venue, the audience, and what’s happening with the people we care about. You mentioned jazz, but I prefer to think we’re playing improvised music. I’ve never wanted to pigeonhole music. I’d rather leave it free from labels. It’s a very universal language that reaches everyone. That’s why I love that I can do anything on stage. That’s what jazz is to me.
Do you often hear that you put the spell on audience, keep them in a trance?
WM: It happens. I really enjoy audience reactions. The more emotional and energized they are, the better. I like when people let us know that our performance affected them. That’s why we do this, and it drives me. If people reach out to me two weeks later, saying they’re painting inspired by what they experienced at the concert, I feel we’ve done something good. It’s about activating the creative energy that exists in all of us. My motivation is to awaken this in people because I believe that expressing oneself—spontaneously, genuinely, creatively—is very therapeutic and allows us, to put it simply, to be ourselves. In a way, I’m also about discovering oneself. The way you discover yourself at 20 is different from how you do it at 30. Some people change every three years, others every year, and some every twenty years. Timing doesn’t matter. What’s important is that we’re attentive to what we feel and that we want to follow that.
Great, let’s talk about development. Once there was the Akwarium club in Warsaw, and today we’re meeting at Jassmine. Did the urban history of old jazz venues influence you? You’ve been on stage since you were seven, and we’re curious about what has shaped you over the years.
WM: Before I came to Warsaw, places like Sfinks, Spatif, and PGS in Sopot, as well as C14, Cotton Club, and Klub Żak in Gdańsk, had an impact on me. Those were fascinating venues. I also frequented various galleries in the Tri-City area. In my youth, I wanted to be a painter and absorbed the art that was very close to music at that time. I soaked it in from a young age. When I arrived in Warsaw, one of the clubs I got to perform at was Akwarium. Its manager, Mariusz Adamiak, shared some important words with me that became a guiding light as a young musician. Now, when I choose venues around the world, in Berlin, London, or Tokyo, I also opt for clubs where fresh alternative culture thrives.
Speaking of Cities… Jazz in New York, London, or Tokyo? What are your memories of these scenes and which is your favorite?
WM: I really enjoy being in Tokyo and Japan. I’m still learning how deep and different this culture is from my upbringing. I’m thrilled to have deepened my understanding and established a lasting collaboration with Japanese musicians. Last year, I formed a new band called Tokio Spirit Band, and during my last visit, we recorded an album. We’re currently in production and hope to share it soon. Immersing myself in this profound experience, I felt surprisingly comfortable. On one hand, I’m discovering and doing something new, yet I had a sense of déjà vu. A unique bond quickly formed with the Japanese musicians. We understood each other without words, and when we played music, we read each other like old friends. It was a wonderful and invigorating experience. I hope our album will see the light of day next year. Tokyo is part of my triangle of inspiration, the other two being London and Los Angeles. From each of these cities, we can travel further—Tokyo to Kyoto or Osaka, London to Manchester, and from California to San Francisco or national parks. Earlier this year, we were at Sequoia National Park, where I encountered the Giant Sequoia trees, some thousands of years old, with diameters of ten meters and heights of nearly 100 meters. Touching them felt like touching skin or fur. Inside, they seem hollow, and you can play on them. It’s a fascinating experience that raises awareness.
In each of these cities, you can find something new—music, friends, record shops, clubs, galleries. Warsaw has that too, and it’s developing. All of Poland is becoming an increasingly open, eclectic, and multicultural place. I also love Polish nature, appreciating it even more after exploring it in various corners of the world.
What Do You Think About the Warsaw Alternative Scene?
WM: I believe the scene in Warsaw is very vibrant. It has amazing instrumentalists and several clubs, which is creating a new scene that’s drawing in more and more people, and that’s important.
What unique element does each of you bring to the music you create? What sets you apart in the band?
WM: Personality. Each person is different, which is why forming a band is so fascinating. We give each other complete freedom—always and everywhere. On stage, you can do anything. So we do. Here, I could turn the question around. How did you perceive what was happening on stage today?
Dominika: I appreciated the return to “Polka.” I sensed that you played a fragment of the new single “New Energy” at SPATIF in Warsaw in December 2023. In a backstage conversation, I learned it was during the recording of your new album, which is about to be released. I love your improvisation, and during the performance, I experienced a trance state.
Hania: You can see your characters on stage. Your instruments express your personality, and there’s a strong bond with them.
Piotr Chęcki (saxophonist): I wouldn’t play in our band if there weren’t space to be myself. It’s improvised music, and its main point is conveying your personality—who you are and what you experience in that moment. When we form a band, we can trust each other. On stage, we have fun. During the performance, unexpected things happen that we couldn’t have predicted before stepping on stage.
WM: We allow ourselves to follow the music. When we step on stage, we start playing, and the plan or setlist disappears as we dive into improvisation. That’s when a lot of unexpected, new, and surprising notes come to us. In no time, we’re in a completely new world. What holds us is the trust in each other, a sense of unity and closeness, and at the same time, a fascination with what’s happening. You have to find yourself in it, trusting your intuition and natural behavior. It’s an interaction. You need to come to a concert and feel that. Each audience member experiences it differently, perceiving different connections. I love hearing YOUR stories after concerts.
Finally, what do you think 'Beautiful People’ are like?
WM: Like you. People who are here and listening.


Interview: Dominika Wrobel, Hanna Kantor
Photography: Hanna Kantor

The Knocks and Dragonette Unveil 'Revelation,’ a Synth-Pop Fantasy Starring Aquaria

Alaïs Finds Catharsis in Dream-Pop Bliss with „I Could Care Less”

RHNO Charge Ahead with Infectious New Single „gowithyou”

Chloe Moriondo Starts 2025 with Heartache and Hope on „Shoreline”

Dreamwave: Widescreen Chaos with New Single “Wideshooter”
