Helena Norowicz: Życie zaczyna się wiele razy

Hanna Kantor

Pracownia Karola Tchorka to miejsce wyjątkowe — przestrzeń, gdzie czas zdaje się zwalniać, a każdy zakamarek tchnie historią fotografii i rzemiosła. To tu tradycja spotyka się z pasją, a stare narzędzia i materiały zdają się pamiętać dotyk dawnych rąk artysty. To właśnie ta niezwykła przestrzeń stała się sceną dla mojego kolejnego fotograficznego spotkania z ikoną– Heleną Norowicz. Pracownia, choć pełna historii, znów odkryta tętni niezwykłą energią, podobnie jak Helena 91-letnia aktorka i modelka, której powrót zawodowy, twórczość i osobowość wciąż inspirują i poruszają. 

Hanna Kantor: Chciałabym zacząć od historii. Moja babcia, kilka lat młodsza od Pani, urodziła się na obecnych terenach Ukrainy. Pamiętała, jak mając zaledwie trzy lata chowała się przed UPA z rodzicami w sianie, tak mocne były to przeżycia. Pani, urodzona na terenach dzisiejszej Białorusi, miała osiem lat, gdy wybuchła wojna — czy te doświadczenia mocno wpłynęły na Panią?

Helena Norowicz: Tak. Miałam sporo takich doznań, które mnie długo hamowały. Pamiętam, jak po Rosjanach wkroczyli Niemcy i spalili grupę Żydów w stodole. To było około półtora kilometra od nas. Widać było dym, słychać było krzyki i lament. No i ten zapach… Żarzyło się przez kilka tygodni. Powiedziałam wtedy, że nie chcę żyć w takim świecie. Miałam żal do rodziców, że mnie tu sprowadzili. Obiecałam sobie, że nigdy nie będę miała dzieci. Nie chciałam, by ktoś żył w takim świecie albo stał się sprawcą takiego zła.

Jak Pani losy potoczyły się po zakończeniu wojny? 

Trafiliśmy do Koszalina. To było miasto ruin, jak Warszawa. Ale tam pierwszy raz poczułam wolność. Ćwiczyłam gimnastykę, marzyłam o cyrku. Potem siostra abym przeprowadziła się do niej do Wrocławia. Zaczęłam chodzić do teatru – po dwa, trzy razy na ten sam spektakl. W końcu zobaczyłam ogłoszenie o naborze do szkoły teatralnej w Łodzi. Pojechałam.

Czy kino też Panią fascynowało?

Uwielbiałam! Ale byłam tak przejęta, że po seansie nic nie mówiłam. Chłopcy przestali mnie zapraszać – twierdzili, że nie warto, bo tylko milczę. Ale marzyć o aktorstwie? Nie, uważałam, że nie mam urody

Dla mnie Pani wygląda jak ikony kina. Klasa, styl…

A to mi wtedy przeszkadzało. W socjalizmie trzeba było być „zwyczajnym”. Mówili o mnie: „arystokratka”, „wymyślona”. Pytałam: „jakie korzyści mi to daje?”. Żadne. Po prostu nie umiałam być inna.

Miała pani wsparcie?

Nie umiałam go szukać. Nie potrafiłam kokietować, szukać kogoś, kto coś załatwi. Wyszłam za kolegę z teatru. Był reżyserem, ale w telewizji dziecięcej. Nigdy nie pomagał mi w karierze. Inne aktorki miały mężów-reżyserów, którzy im wszystko załatwiali. Ja wszystko osiągnęłam sama.

Jeszcze w trakcie studiów zaczęła Pani grać w teatrze. Jak wyglądało wtedy życie artystyczne w Warszawie tych lat?

To był cudowny czas. Spotkania w ZASP-ie, Spatifie, bale sylwestrowe. Spatif był tylko dla ludzi teatru. Przychodzili literaci, reżyserzy. Miałam wtedy poczucie wolności. Choć na koncert Rolling Stonesów nie byłam – byłam za to w Londynie, widziałam Hair.

Hair zmieniło mój sposób patrzenia. Muszę pani powiedzieć, że to przedstawienie mnie jakby przekręciło, nie tyle pokręciło, ale poprzestawiało. Doznanie jakie towarzyszyły temu spektaklowi były niesamowite, wzruszające i aż z dreszczami. Ta końcowa scena – aktorzy zrzucają szaty. To było głębokie, nie wulgarne. Później sama grałam nago w spektaklu Dante. Miało to sens, było osadzone artystycznie.

 Występowała Pani też w USA.

Tak, z Teatrem Polskim. Graliśmy w Nowym Jorku, potem byliśmy w Meksyku. Spektakle przyjmowano dobrze. Podczas wolnych dni chodziłam sama po mieście – Harlem, Broadway, galerie. Nieznajomi zatrzymywali mnie, aby powiedzieć: ,,you have very beautiful eyes” , później okazało się, że na ulicach królowała marihuana.

Nieprzerwanie do 67 roku życia grała pani w Teatrze Klasycznym, który później zmienił nazwę na Studio. W końcu przyszedł jednak moment emerytury… Jak przebiegał ten czas?

Przeniosłam się na wieś, sadziłam kwiaty, zbierałam jagody, chodziłam po lesie. Było mi dobrze.

I nagle niespodziewanie odzywa się duet projektantów Bohoboco z zaskakującą propozycją – chcą Panią zatrudnić jako modelkę do kampanii! 

Wszystko zaczęło się od zdjęcia Magdaleny Popławskiej, które trafiło na Instagram. Projektanci Bohoboco je zobaczyli i zaczęli mnie szukać. Ja wtedy byłam w Olsztynie, grałam epizod – zakonnicę w produkcji filmowej. Dotarła do mnie wiadomość, byłam zdziwiona, ale zgodziłam się. Pamiętam przymiarki — wszystko idealnie pasowało. W czarnym garniturze zrobiono zdjęcia i tak się zaczęło. A przecież już w szkole teatralnej zaproponowano mi udział w pokazach Mody Polskiej. Pamiętam, jak Jadwiga Grabowska przyjechała i szukała studentek do przymiarek. Ale odmówiłam — nie mogłam stać w bezruchu. Wiem, że mam dobrą kondycję, mogę biegać, tańczyć, ale stać w miejscu — nie.

Trzeba mieć odwagę, żeby wrócić do świata sztuki po latach.

Odwagę, ale i gotowość. Ja ją miałam. I do dziś uważam: nigdy nie jest za późno, żeby zacząć coś nowego.

Pani niezwykła historia jest tego najlepszym dowodem. Dziękuję za rozmowę — za szczerość, ciepło i inspirację.

Helena Norowicz pokazuje, że życie nie kończy się na żadnym etapie — ono po prostu zmienia formę. Z wdziękiem i odwagą można wejść w nowy rozdział, niezależnie od wieku. A jeśli ma się w sobie pasję i wewnętrzną siłę — sceną może stać się cały świat.

Serdeczne podziękowanie dla Muzeum Warszawy za możliwość stworzenia zdjęć w Pracowni Karola Tchorka. 

Fotografia i tekst: Hanna Kantor

Stylizacje:Milena Bekalarska

Make up: Łucja Siwek/ Art Faces

Picture of Hanna Kantor

Hanna Kantor

Founder of OpenCall Magazine. Fashion and commercial photographer. A graduate of Journalism and Photography at the University of Warsaw and Universita degli Studi di Milano. Sleeps long, works even longer.